"Córka królowej oceanu", czyli 2 tom serii, zaczyna się z przytupem. Alosa zdobyła dla ojca mapę do syreniego skarbu, rozpoczynają się przygotowania do wielkiej wyprawy. Jednak niespodziewanie Alosa otrzymuje informację, która zachwieje jej zaufaniem do ojca. Nie ma więc wyjścia, jak działać na własną rękę. Rozpoczyna się wyścig po skarb!
Moim największym zdziwieniem podczas czytania tego tomu było, że syreny nie mają ogonów 🤣🧜🏻♀️ Co mocno mnie zdziwiło, bo po pierwszym tomie jakoś nie dotarł do mnie ten fakt, a dopiero w drugiej połowie tej części.
I mocno zachwiało to moim zrozumieniem jak działa ta syrenia magia, bo jak z zwykłymi nogami mogą pływa tak szybko jak opowiadali?? Szokujące, prawda? Więc tak, choć nie mamy tu syrenek z ogonami, mamy potężne syreny pełne magicznego śpiewu i kuszące mężczyzn do wody, w celu zabrania ich skarbow.
Książkę czytało się dobrze, ale trochę irytowało mnie, jak Alosa neguje swoje uczucia, jak odsuwa na bok Ridena, z którym tyle już przeszli razem. Widać, że chciała zachować niezależność, być silną kobietą, ale trochę to było powtarzalne. Jednak Riden cały czas jest cudowny!😁.
Miło czytało się w końcu o Alosie w jej żywiole, w roli kapitana Avy-Lee, ale też z tym jak powoli próbowała oswoić się że swoim dziedzictwem.
Koniec końców, to bardzo dobra historia na lato. Lekka, wciągająca 😁 Czyta się ją naprawdę szybko! Nie jest to może jakieś arcydzieło, fabuła nie jest przesadnie skomplikowana, ale bardzo miło spędziło mi się z nią czas na plaży i mogę szczerze polecić 😊
Komentarze
Prześlij komentarz