Na początku czułam dezorientację. Nie wiedziałam czy to retrospekcja czy nie, a do tego miałam wrażenie, że chyba dużo zapomniałam z finału "Kruczej pieśni" - ale i tak nie mogłam się oderwać, serce biło mi szybciej z ekscytacji i nie raz czułam się jakby miało mi pęknąć przez to wszystko, co się działo.
Ta historia otula jak ciepły kocyk - w tym jaką siłę bohaterowie czerpią z więzi między nimi można znaleźć dużo siły, bo kto nie marzy o takiej przyjaźni, o odnalezieniu ludzi, którzy cię rozumieją i zawsze stoją z tobą ramię w ramię? I mimo całego bólu i trudów, ta książka przyprawia o szybsze bicie serca i jest jak powrót do domu.
Pierwszy tom był o Oxie, drugi skupił się na Gordo - teraz za to przyszła kolej na opowieść o Robbim. Samotnym wilku, który w Green Creeks odnalazł swoje miejsce i szczęście. Jednak nic nie jest takie proste, a on sam musi zmierzyć się z wieloma wyzwaniami, których nie sposób byłoby przewidzieć.
Czasami w seriach, w których w każdym tomie akcja opowiadana jest z innej perspektywy, pozostali bohaterowie tracą częściowo swój charakter, stają się "papierowi" - jednak w przypadku Wilczej pieśni choć ciągle przybywa bohaterów, choć zmienia się narracja, wszyscy zawsze są żywi i barwni, wciąż są sobą, i nie sposób nie kochać ich z każdą stroną coraz mocniej.
Kocham całe to stado i kocham Robbiego, zdecydowanie zasługuje na wszystko co najlepsze!
Nie wiem jakim cudem TJ Klune potrafi tak czarować słowem, cały czas utrzymując ten sam poziom co w poprzednich tomach, ale z całą pewnością jest to seria warta poznania. Choć jeszcze nie znam jej finału, bo wciąż jeden tom przed nami, wiem że to historia do której będę wracała i która zawsze będzie przyprawiała mnie o szybsze bicie serca. A jej bohaterowie długo nie opuszczą moich myśli!
Komentarze
Prześlij komentarz