Wilcza pieśń t.2: "Ravensong"

"Ravensong" to drugi tom cyklu o Green Creek, którego pierwszy tom ostatnio ukazał się u nas pt.: "Wilcza Pieśń" - a ja kocham tą książkę! Początek szedł mi wolno. Nie jest to chyba wina książki, tylko niestety małego zastoju czytelniczego, bo chociaż chciałam czytać, fabuła intrygowała i chciałam wiedzieć co się wydarzy, jakoś nie miałam siły. Jednak potem było lepiej i naprawdę się wciągnęłam, aż nie mogłam się oderwać. To nie koniec historii Oxa ani stada Bennetów, jednak tym razem opowieść skupia się na Gordo. To z jego perspektywy poznajemy dalsze losy Green Creek. I jeny! Co tam się dzieje. 

Od początku było ciekawie, ale też początek był w dużej mierze powrotem do korzeni, do przeszłości, którą wcześniej tylko wspomniano. Pozwala to lepiej poznać Gordo i jego motywacje. Jego historię ze stadem, no i oczywiście z Markiem. Potem jednak akcja nabiera tempa i fabuła nie raz mnie zaskoczyła. To co się działo, cała ta intryga, to było dużo większe, niż się spodziewałam. Stawka rośnie. Nie mogłam się oderwać od tej książki! Chociaż to nie Ox gra tu pierwsze skrzypce, to wciąż ta sama historia, w której się zakochałam i autor odwalił kawał świetnej roboty utrzymując kontynuację na tak wysokim poziomie.

Naprawdę nie mogę doczekać się kolejnej części, ale też trochę się boję co tam się może dziać.

Warto też zaznaczyć, że ta seria jest raczej 16+ i choć w żadnym razie nie jest to smut czy coś takiego, to pojawia się kilka pikantniejszych scen i autor nie szczędzi na opisach. Jest jakiś powód, dlaczego tej serii nie wydaje u nas You&Ya tylko właśnie imprint Muzy - Wydawnictwo Akurat.

Jednak ta książka to dużo, dużo więcej. Mimo, że to książka o queerowych wilkołakach, to fabuła jest tu na pierwszym planie, a wątek romantyczny, chociaż ważny, nie jest główną osią fabularną. To historia o poszukiwaniu siebie, rodzinie i przyjaźni ponad wszystko, a co najważniejsze opowieść pełna emocji. Naprawdę trzeba przyznać, że TJ Klune świetnie radzi sobie ze słowami. Jeny, jak on dobrze pisze. 

I takie luźne przemyślenie, bo nie czytałam opisów trzeciego czy czwartego tomu, ale patrząc na to, że poza Elisabeth z Bennetów zostali sami faceci, Mark i jej trzech synów, a to czterotomowa queerowa seria, to czasami się zastanawiam czy to nie będzie koniec tego wielkiego rodu wilkołaków xD Ktoś też miał podobne przemyślenia?

Komentarze