"Wolfsong" porwało mnie od pierwszych stron. Od razu spodobał mi się styl, w jakim jest napisana ta książka - to naprawdę ciepła historia, która kompletnie mnie wciągnęła i zanim się obejrzałam, byłam w niej zakochana. To historia o przyjaźni, o rodzinie, o miłości. O głębokiej więzi. Nie zawsze jest prosta, ale jest naprawdę piękna.
Zawsze uwielbiałam motyw found family, to jak można odnaleźć siebie, swoje miejsce, nawet w najbardziej niespotykany sposób. Że rodzinę można wybrać i nie liczy się tylko pokrewieństwo. Z tego powodu tak kochałam serial "Sense8" czy książkę "The Foxhole Court", a teraz i tą historię 🥺
A do tego jest queerowo i mamy tu wilkołaki! To jak opisał to autor jest proste i piękne. Czytając ż nie sposób było nie pomyśleć o "Teen Wolf", mimo że te historie mocno się różnią, obie mają coś takiego w sobie! Co do romansu, nie spodziewałam się, że pojawi się tu kilka tak pikantnych i obrazowych scen, ale nie narzekam! 😆
Ox nigdy nie czuł się zbyt mądry. Miał problem ze słowami i wyrażaniem siebie. W dodatku jego ojciec zawsze powtarzał mu, żeby nie spodziewał się za wiele od życia. A jednak, pewnego dnia wracając do domu Ox wpada na małego chłopca, który zachowuje się jak prawdziwe tornado. Żaden z nich nie spodziewa się, jak to przypadkowe spotkanie odmieni ich losy.
To taka książka, przy której powtarzałam sobie ciągle "jeszcze tylko jeden rozdział", zamykałam ją, tylko po to, by po chwili otworzyć i czytać dalej. Naprawdę od tej historii zrobiło mi się cieplej na sercu. I nie wiem, kiedy ostatnio tyle razy śmiałam się podczas czytania. Naprawdę, co rusz miałam banana na twarzy.
Tak bardzo pokochałam tą historię i jej wszystkich bohaterów, tak dużo się wydarzyło - to był emocjonalny rollercoaster. Naprawdę polecam!!
Komentarze
Prześlij komentarz