Wschodzący księżyc
"Wschodzący księżyc" to naprawdę ciekawa, lekka i przyjemna w odbiorze historia fantasy. Już w pierwszym tomie zaintrygował mnie świat dwóch plemion - Słońca i Księżyca, a do tego bardzo spodobał mi się motyw totemów. A w tym tomie dzieje się jeszcze więcej niż w poprzednim.
Akcja zabiera nas poza Plemię Księżyca - wraz z bohaterami mamy okazję lepiej poznać ziemie Plemienia Słońca oraz tereny zajęte przez Dzikich. Ciekawe są te wszystkie różnice kulturowe pomiędzy Słonecznymi i księżycowymi - różnic jest naprawdę wiele, jest między nimi duży kontrast. Brakowało mi tej ekspozycji w pierwszym tomie, więc bardzo ucieszyło mnie, że dzięki "Wschodzącemu księżycowi" możemy lepiej poznać całe Kiroho. Także bohaterowie drugoplanowi dostali tu więcej czasu, ale mam nadzieję, że w finałowym tomie będą mieli więcej pola do popisu ;)
Bardzo podobał mi się delikatny i rozwijający się we własnym tempie wątek romantyczny. Za dużo jest w książkach sytuacji, gdy bohaterowie zakochują się od pierwszego spojrzenia a potem taki wątek przytłacza całą fabułę... Tu jednak tej relacji poświęcono więcej czasu i wydaje się przez to bardziej naturalna i urocza.
W tym tomie było nie tylko więcej romansu, ale też i akcji. Mam wrażenie, że działo się bardzo dużo. Mogliśmy zobaczyć Levonego i Sonye w wielu różnych sytuacjach, dzięki czemu jeszcze bardziej ich polubiłam. Co mnie trochę zdziwiło, to fakt, że wbrew wszystkiemu bohaterowie napotkali mało komplikacji na swojej drodze. Przy niektórych wątkach wydawało się, że zostały rozwiązane wręcz za szybko, ale mimo to książkę czytało mi się bardzo lekko i przyjemnie. I jakoś tak wyszło, że naprawdę szybko ją pochłonęłam ;)
Nie mogę doczekać się trzeciego tomu Trylogii dnia i nocy - jestem bardzo ciekawa, jak zakończy się historia Levonego i Sonyi, i co to będzie znaczyło dla całego Kiroho.
Komentarze
Prześlij komentarz