"Krew i popiół"

"Krew i popiół"


Ascendenci, Descendenci, Atlanci, sysuni, tajemniczy rytuał, Panna... Książka od początku zalewa nas różnymi pojęciami, które jednak nie niosą specjalnego znaczenia. Do końca prawie nic nie wiadomo, nawet co oznaczają te terminy, a to spory minus... 

Świat jest bardzo słabo przedstawiony, co utrudnia zaangażowanie się w historię. Poznajemy tylko jego ogólne zarysy, brakuje szerszej wizji, a prawdziwie ciekawymi informacjami zostajemy zbombardowani na sam koniec. Gdyby wcześniej pojawiły się choćby szczątkowe wyjaśnienia lub jakieś wskazówki, zaangażowała bym się bardziej, a tak pierwsze 100-150 stron nie specjalnie mnie interesowały. Potem było już lepiej i książkę czytało się przyjemnie, jednak miałam ciągle wrażenie, że dzieje się nie wiele. Wątek romantyczny jednak nadal historii dynamiki.

Co do Poppy, Panny, chociaż ma ona serce wojowniczki, często wydaje się naiwna i choc chciałaby zmiany, ostatecznie tylko krąży po kątach. 

A jeśli chodzi o nazwy własne... Atlanci kojarzą mi się z zatopionym miastem lub z syrenkami, a tutaj są czymś jak wampiry. Ciągle mi dziwnie z tym faktem. Zamiast wilkołaków mamy wilkłaki - ciągle widzę tylko kłaki... a wampry to naprawdę oryginalna nazwa...
I sysuni. Prawdziwa perełka. Od razu widzę Sida z Epoki Lodowcowej gdy tylko pojawia się to słowo!

Widać, że to dopiero początek opowieści o Poppy, jednak czegoś mi brakowało. Śledzenie ciężkiej sytuacji Poppy na dworze księcia i księżnej i te kilka potyczek czy romantycznych schadzek to dosyć mało. I tak, później faktycznie czytało się to dobrze, ale do samego końca czułam, że prawie nic się nie wydarzyło i wiem bardzo nie wiele.

Komentarze