Stany Zjednoczone Miłości
Lekka, zabawna, urocza i wciągająca - taka właśnie jest ta historia. "Stany Zjednoczone Miłości" to książka, która sama się czyta. Naprawdę trudno było się oderwać i miałam ochotę zarwać nockę dla Deana i Dre.
Historia skupia się na Deanie i Dre - synach dwójki kandydatów na prezydenta Stanów Zjednoczonych. Chociaż ich rodziny reprezentują zupełnie inne wartości a oni sami różnią się jak ogień i woda, między chłopakami niespodziewanie nawiązuje się nić porozumienia, bo nikt poza nimi nie potrafi zrozumieć presji i uczuć związanych z tym, jak bardzo ta kampania wpływa na ich życie. I kto wie, może połączy ich coś więcej.
Historia jest raczej prosta, ale dobrze i uroczo napisana. Jest to opowieść o odkrywaniu własnej seksualności. Wiele rzeczy jest tam pokazanych i wyjaśnionych w prosty sposób. Jest tu mowa o tym, jak ważna jest akceptacja, coming oucie, oraz o różnych tożsamościach LGBT+.
Wielkim plusem są uroczy główni bohaterowie, którzy szybko podbili moje serce. Dre, kolorowy i wyrazisty, który wpierw działa, a potem myśli, no i stonowany, spokojny Dean, który lubi porządek i gdy wszystko toczy się zgodnie z jego planem. I choć są zupełnymi przeciwieństwami, dopełniają się i przez to są jeszcze słodsi.
Była jedna rzecz, która mnie irytowała - a dokładniej postawa przyjaciółki Dre. Mel z jednej strony niby zawsze była tam dla niego i wspierała go, a jednak odniosłam wrażenie, że wcale nie byli takimi dobrymi przyjaciółmi. Kilkakrotnie zachowała się nie w porządku. Dziewczyna próbowała na silę namówić go do użycia swojego wizerunku i kampanii jego ojca do walki o prawa osób LGBT+, nie zważając na jego uczucia i fakt. Sama nie wiem, ale nie polubiłam tej postaci i dosyć mnie irytowała.
Szczerze, to wciąż mi mało. Chciałabym móc przeczytać więcej o Deanie i Dre. Naprawdę miło było oglądać ich przemianę, jak przełamali
Komentarze
Prześlij komentarz