Mesjasz Diuny
Nie wiem co myśleć o finale tego tomu. Zabrałam się za nią w końcu gotowa na dalsze losy Paula, a jednak nie wiem czy naprawdę byłam przygotowana. Chociaż trochę spodziewałam się jak się zakończy ta książka, nie wiedziałam tylko jak do tego dojdzie, co mocno intrygowało.
W odróżnieniu od pierwszego tomu tutaj łatwo było zanurzyć się w świat Diuny, zagłębić się w dalszą historię Atrydów. Choć książka była dużo krótsza o pierwszej części, była to idealna długość. Wpierw dziwił mnie ten kontrast - po takiej cegle, jaką była "Diuna", "Mesjasz Diuny" z 250 stronami to prawie nic. A jednak to dobra kontynuacja historia.
Od początku czuć ciążące nad bohaterami widmo ponurej przyszłości. Paul wpadł w pułapkę swojej boskości. Nigdy nie chciał doprowadzić do Dżihadu, nie chciał znaleźć się na miejscu, na które i tak trafił, ale jego dar jasnowidzenia nie dał mu innych opcji i był jego brzemieniem. To przez ten dar wszedł na tą ścieżkę. W tym tomie dzieje się mniej niż w "Diunie", a akcja skupia się wokół intrygi Bene Gesserit i Gildii kosmicznej, które próbują pozbyć się nowego Imperatora.
"Mesjasz Diuny" to bardziej filozoficzna historia. Widzimy to zawiłości jasnowidzenia. Liczne ścieżki przyszłości, które widzi Paul, który jednak wciąż uparcie wybiera jedną, choć najchętniej nie wybierałby żadnej. Wiele postaci walczy tu ze swoimi demonami. Ale od samego początku czuć, że są małe szanse, że skończy się to dobrze...
Bardzo dobrze czytało mi się "Mesjasza Diuny". Książka była lżejsza w odbiorze i angażująca, chociaż bardziej ponura, chociaż zabrakło tu też trochę emocji i akcji, które czułam przy pierwszym tomie. Mimo to jeśli czytało się "Diunę", warto przeczytać i to, by poznać dalsze losy rodu Atrydów. Jest coś takiego w tej historii, co intryguje i utrzymuje uwagę czytelnika do końca.
Komentarze
Prześlij komentarz