All for the game #2 - recenzja "The Raven King"

 The Raven King


Choć Lisy spotkały się ostatnio z wielką tragedią, może ona być tym, czego potrzebowali by naprawdę stać się drużyną. Do tego Neil decyduje, że nie może już uciekać od swojej przeszłości. To koniec z ciągłym uciekaniem, zamierza zostać z Lisami do samego końca. Musi więc zaufać Andrew, że ten zapewni mu bezpieczeństwo. Jednak czy naprawdę może powierzyć mu swoje życie? Jednak faktem jest, że już za późno na takie rozmyślenia, bo ucieczka nie wchodzi już w grę. Już za późno na wątpliwości, teraz nie może się wycofać.

Ten tom szykuje układy pod finał. Widać tutaj już większą dynamikę, łatwiej poruszać się po tym świecie i dać się ponieść emocjom. Poznajemy lepiej graczy, ich sytuacje i historie. Prawie każdy tutaj ma swoją ciężką przeszłość, którą niekoniecznie chce się dzielić - to chyba sprawia, że chciałoby się ich wszystkich przytulić i ze tak angażują mnie ich losy. 

Możemy też zobaczyć  w końcu pełen obraz intrygi, w którą zamieszany jest Neil (i nie tylko on). To tom, w którym naprawdę można pokochać całą drużynę - widać jaki mają w sobie potencjał i co są naprawdę warci. Choć dopiero uczą się gry zespołowej, jeśli uda im się zgrać, mają szansę stać się siłą, z którą inne drużyny będą musiały się liczyć. 

Neil raz po raz łamie mi tu serce. Naprawdę. Choć mówi "I'm fine", wszyscy wiedzą, że to nieprawda. A momenty, gdy spotyka go coś miłego i on zawsze jest tym zaskoczony. Naprawdę, to boli. Ach, cały ten tom to taki rollercoaster emocji - naprawdę, nie sposób się oderwać, a tempo jest niezłe. 

Sytuacja z rozdziału na rozdział robiła się trudniejsza i choć pozornie jest dobrze, Neil jest krok od katastrofy. Andrew, Kevin, Aaron, Nicky też przeżywają tu ciężki czas.

Powiem wam tak, to dziwna książka, ale ją kocham <3 I kocham Lisy, niezmiennie od paru lat. 

Komentarze