Pochodnia w mroku
"Pochodnia w mroku" wywołała we mnie mieszane uczucia. Poziom był trochę niższy niż w poprzednim tomie, akcja bardziej jednostajna.
Akcja zaczęła się dokładnie w miejscu, w którym zakończyła się w pierwszym tomie. Całość skupia sie na przeprawie Lai i Eliasa do więzienia Kauf, co nie jest łatwe, gdy jest się poszukiwanym przez wojska Imperium, a Helen, Kruk Krwi, depcze im po piętach.
Z jednej strony, mamy tu w końcu Laię i Eliasa razem w podróży. W pierwszym tomie bardzo podobały mi się ich wszystkie interakcje i tu też cieszyłam się, że w końcu mogą być sobą i nie muszą się ukrywać, jak to było w Czarnym Klifie. Koniec ze skradzionymi momentami. Jednak w odróżnieniu od pierwszego tomu, nie ma tu już takiego rozwoju postaci.
Elias wciąż jest moim ulubieńcem. Jego los intrygował mnie najbardziej. Podziwiam go, że mimo wszystkich trudności, mimo całej tej okropności, która go w życiu spotkała, wciąż potrafi walczyć za to co uważa za słuszne, widzi dobro w świecie i nie dał się złamać.
Minusem jest też fakt, że książka jest długa, i zdecydowana jej większość przedstawia drogę... Przez to miałam wrażenie, że mało się dzieje, a historia się dłużyła. Wątek Heleny był bardziej dynamiczny, ale chociaż ciekawa z niej postać, nieszczególnie ją lubię.
Było kilka rzeczy, które mnie zaskoczyły i zaintrygowały, jednak ostatecznie podczas czytania środkowa część książki trochę mnie wymęczyła i mam ochotę teraz na małą przerwę, zanim zabiorę się za kolejny tom. Ocena: 6,5.
Komentarze
Prześlij komentarz