Cienie Tożsamości
W ostatnich dniach czytałam "Cienie tożsamości" i naprawdę uwielbiam tą serię. Wartka akcja i ciekawa sprawa do rozwiązania sprawiają, że przez książkę się płynie. Historia trzyma poziom poprzednich tomów serii, ale dzięki temu, że jest krótsza niż te z Pierwszej Ery, akcja toczy się szybciej - chociaż też stawka nie jest tak wysoka jak tam. Dzięki temu można dać się wciągnąć i w kilka wieczorów pochłonąć całość.
Po tym tomie mogę powiedzieć, że Wayne to złoto. Lubiłam go już w pierwszym tomie, ale to cudowna postać i zachwyty są uzasadnione 😁. Zabawny, dziwaczny, a jednak inteligenty i bardzo spostrzegawczy. Uwielbiam go, jego przebrania i umiejętność wcielania się w innych po zaledwie zapoznaniu się ze sposobom ich wysławiania. No cudo!
Podobało mi się też rozwinięcie relacji Waxa i Sferis, która okazała się ciekawszą postacią niż w pierwszym tomie, chociaż nie było jej zbyt wiele. Może być sztywna i wszystko planować co do najdrobniejszego szczegółu, ale nie jest taka zła.
Co do wątku Marasi, ciekawie się rozwija. Ta bohaterka zmienia się chyba najwięcej że wszystkich bohaterów i miło jest oglądać jej rozwój.
Podoba mi się też, jak wraz z rozwojem akcji dostrzegamy ślady przeszłości odciśnięte w tym świecie, jak postrzegają wydarzenia Pierwszej Ery mieszkańcy Elenedel. Naprawdę uwielbiam te odniesienia.
Co do samej akcji tomu, nie będę nic spoilerować, ale zrobiło się ciekawie! To grubsza sprawa niż ta z w "Stopie prawa", jest więcej na szali. Mocniej przypominało mi to wydarzenia z "Z mgły zrodzony", ale wciąż broń palna i nowoczesność tych czasów robi ogromną różnicę!
Komentarze
Prześlij komentarz