"Królowa Mroku i Powietrza" - recenzja 3 tomu Mrocznych Intryg

"Królowa Mroku i Powietrza"


W pierwszej połowie "Królowej Mroku i Powietrza" moje serce skradli bohaterowie drugoplanowi. Dalej kibicowałam Emmie i Julianowi, ale to wątki Diany i Gwyna czy Marka, Kierana i Cristiny, czy Kita który próbuje się odnaleźć wśród Blackthornów i dzielnie wspiera Ty'a naprawdę mnie pochłaniały. To im kibicowałam, chociaż po pierwszym tomie jestem zaskoczona jak bardzo pokochałam te postacie. Pamiętam jak na samym początku historii o Blackthornach niektóre wątki i postacie troszkę mnie nudziły (chociaż nie Cristiny, ale na przykład nie widziałam nic ciekawego w Dianie czy Kieranie). Trzeba przyznać Clare, że stworzyła niezwykle ciekawą i różnorodną ekipę.

W drugiej połowie książki akcja znowu skupiła się bardziej na Emmie i Julianie, znowu zaangażowała mnie w zakazaną miłość tych dwojga parabatai. To co się wydarzyło pod koniec było kompletnie zaskakujące i naprawdę cudowne. 

Jestem też pod wrażeniem ile emocji udało się autorce zawrzeć w pierwszych rozdziałach. Są one bezpośrednią kontynuacją wydarzeń z finału Władcy Cieni, i naprawdę, mimo że akcja jest tam spokojna, emocji jest wiele. Sama miałam problem z czytaniem tego wstępu, bo nie przygotowałam sobie wystarczającej ilości chusteczek, a nie mogłam powstrzymać łez.

Dalej akcja się rozkręca, bohaterowie zostają rozdzielni przez co mnoży się liczba wątków, ale to wszystko dodaje tylko dynamiki. To chyba najlepsza część ze wszystkich. Wątki w Faerie i w Alicante budzą wiele emocji, wiele się dzieje - teraz waży się przyszłość Nocnych Łowców. Czy uda się im pokonać Inkwizytora i Kohortę i powstrzymać ich knowania? I ile to będzie kosztowało wszystkich Nefilim? Świetnie poprowadzony wątek.

Przyjemność odrobinę zmniejszały literówki regularnie pojawiające się na stronach książki - czasami musiałam się zastanawiać o co lub o kogo chodzi, by zrozumieć sens zdania. Raz był "Barman" w miejscu, gdzie prawie na pewno powinniśmy był być "Batman". Ale takich małych błędów zauważyłam więcej, literówki, interpunkcja itd. i trochę mnie irytowały.

Za to Alec i Magnus, Issabel i Simon, oraz oczywiście Jace i Clary pojawiają się w tej części więcej razu, nie kradnąc uwagi należącej się rodzinie Blacthornów, a jednak dostając więcej uwagi niż krótkie wzmianki. Bardzo podobał mi się ten zabieg! Autorka bardzo umiejętnie wpisała ich do tej historii.

Ogółem, naprawdę jestem oczarowana! Mam wrażenie, że każdy kolejny tom Mrocznych Intryg był coraz lepszy. Pierwszy lubiłam, drugi coś we mnie obudził, a w trzecim naprawdę się zakochałam i nie mogę go ocenić inaczej niż 9/10. 


Komentarze